Dla mnie to jest wdzięczność nie do opisania. Gdyby ktoś nie poszedł i nie poświęcił swojego czasu, energii, swojej krwi, to mnie by już tu nie było. Przeżyłam wyłącznie dlatego, że ktoś postanowił oddać swoją krew. – opowiada Kasia, która rok wcześniej dowiedziała się, że choruje na raka.
Na co zachorowałaś i kiedy dowiedziałaś się o chorobie?
W lutym zeszłego roku na rutynowej wizycie u lekarza, pojawiło się podejrzenie, że jestem chora na raka. Rozpoczęła się diagnostyka. W maju została postawiona diagnoza- nowotwór złośliwy, w bardzo wysokim stadium zaawansowania.
Dlaczego krew była tak ważna podczas leczenia w Twoim przypadku?
Z kilku względów, wynikających z przebiegu choroby.
Jeden z diagnozujących mnie lekarzy, poinformował mnie, że w mojej jednostce chorobowej jest ryzyko, bardzo intensywnych krwotoków, które stanowią zagrożenie dla życia. Niestety do takich krwotoków dochodziło. Każdy kolejny był coraz bardziej intensywny, a ja z każdym kolejnym byłam coraz bardziej słaba. Pewnego dnia, doszło do krwotoku, podczas którego straciłam około 2,5 litra krwi, co oznacza utratę mniej więcej połowy krwi, jaką posiadamy w organizmie. Mało co z tego wydarzenia pamiętam, stało się to bardzo nagle, straciłam przytomność. Rozpoczęła się akcja ratowania mi życia. Trafiłam do najbliższego szpitala, w którym dosłownie wpompowywano we mnie krew, której mój organizm nie byłby w stanie po prostu wyprodukować, bo brakowało jej tak dużo. To był pierwszy raz kiedy potrzebowałam krwi i pierwszy raz kiedy jej podanie uratowało mi życie.
Ponieważ byłam w ciężkim stanie zagrażającym życiu, “na cito” przewieziono mnie do Dolnośląskiego Centrum Onkologicznego we Wrocławiu, gdzie zaplanowano moje leczenie onkologiczne. Przyjęto mnie na oddział, ale nie można było rozpocząć ani chemioterapii ani radioterapii, ponieważ po krwotokach mój organizm był bardzo wycieńczony i za słaby aby udźwignąć chemio i radioterapię. W związku z tym miałam kilkanaście razy przetaczaną krew. Codziennie lub co parę dni przyjmowałam krew od innych ludzi po to, by mój organizm był na tyle silny, by móc rozpocząć leczenie onkologiczne. To kolejny raz kiedy krew uratowała mi życie. Bez niej nie rozpoczęłabym leczenia, a w konsekwencji umarłabym “na raka”.
W czasie leczenia nowotworu przeszłam także operację, podczas której konieczne było podawanie mi krwi. Czyli to już trzeci raz kiedy krew innych ludzi ratowała moje życie.
Zatem w moim przypadku ten “skarb” i “dobro” od krwiodawców trzykrotnie ratowało moje życie. Dla mnie to jest wdzięczność nie do opisania. Gdyby ktoś nie poszedł i nie poświęcił swojego czasu, energii, swojej krwi, to mnie by już tu nie było. Przeżyłam wyłącznie dlatego, że ktoś postanowił oddać swoją krew.
Jak się teraz czujesz?
Czuję się doskonale. Jest to zasługa wielu osób, które walczyły o moje życie i zdrowie. Lekarze dzisiaj niedowierzają w jakiej jestem doskonałej formie! Mówią, że to jest cud, biorąc pod uwagę stadium zaawansowania choroby i przebieg jej leczenia.
Dlaczego postanowiłaś w tym roku wyjść z inicjatywą by zachęcać ludzi do oddawania krwi?
Staram się tę chorobę przekuć w same dobre rzeczy, ponieważ wychodzę z założenia, że ona zdarzyła się po coś. Uważam też, że ludzie lubią pomagać, lubią czuć się potrzebni. Trzeba im tylko taką możliwość dać.
Łącząc te dwa elementy pomyślałam, że może jeśli trochę głośniej o tym powiemy, to może komuś pomożemy. Może dzięki temu jakaś osoba, której imienia i nazwiska nie znamy, nie wiemy kim jest i co robi a właśnie walczy o życie – dostanie potrzebną jej krew. Uratujemy komuś życie, tak jak uratowano moje.
Czy jest coś co chciałabyś przekazać osobom, które mogłyby oddawać krew, ale mają różne obawy z tym związane?
Przekazałabym im pięć rzeczy.
Po pierwsze, nigdy nie wiemy komu za chwilę będzie potrzebna nasza krew. Pani ekspedientce z naszego osiedlowego sklepu, sąsiadce, żonie kolegi itd. Krew oddaje się nie tylko dla tych, którzy już leżą w szpitalach. To są też osoby, które dzisiaj przechodzą obok nas na ulicy, a jutro mogą tej krwi potrzebować.
W przekazach medialnych podawane jest, że “ktoś” potrzebuje krwi, “ludzie” potrzebują, chorzy, osoby po wypadkach samochodowych. To ogólniki, a każda taka osoba to jest czyjaś mama, syn, siostra, kuzyn, mąż, żona itd. Za każdą z osób potrzebującej krwi, jest dramat wielu innych ludzi. Dlatego trzeba pamiętać, że oddając krew ratujemy życie i zdrowie osobom które mają imiona i nazwiska oraz ich rodzinom, które także bardzo cierpią.
Po trzecie zadaj sobie pytanie, czy gdybyś znał osobę która potrzebuje krwi świadomie podjąłbyś decyzję, że tej osobie nie pomożesz? Sąsiadka, ekspedientka, znajoma znajomej itd. Podobno każdego z nas dzieli tylko sześć kontaktów od dowolnej osoby na świecie – czyli wszyscy to nasi bliscy znajomi!
Jest jeszcze jedna rzecz, którą warto sobie uświadomić. Powody dla których nie chcemy oddawać krwi są różne. Brak czasu, brak chęci, obawa przed “kłuciem”, albo po prostu boimy się czegoś nowego.
Ja byłam osobą, która bała się igieł. Natomiast sytuacja, w której się znalazłam spowodowała, że byłam “pokłuta” dziesiątki razy. Pomyśl, jeśli oddajesz krew to będzie to tylko jedno małe wkłucie. W stosunku do tego ile cierpią ludzie, którzy tej krwi potrzebują to jest naprawdę “pikuś”.
I piąty powód, który na stałe poprawia humor! Kiedy masz z jakiegoś powodu zły, smutny dzień, albo dzień w którym nic ci się nie chce, wątpisz w siebie, w sens swoich działań, decyzji. Wtedy wystarczy, że oddasz krew i z miejsca stajesz się SUPER BOHATEREM! Swoim życiem, ratujesz życie!